Tragiczna rocznica - historia podobozu KL Auschwitz w Brzeszczach na Borze

Wszystko zaczęło się 12. czerwca 1942 roku. Grupa więźniarek KL Auschwitz grabiła siano i wycinała wiklinę w okolicy Soły. Jedna z nich korzystając z okazji, że znajduje się nad wodą, uciekła. Nazywała się Janina Nowak. Była Polką. Jeszcze tej samej nocy, późnym wieczorem, wszystkim więźniarkom narodowości polskiej ogolono włosy. Ale to nie była wystarczająca kara. Niedługo potem przetransportowano je do nowo utworzonego podobozu w Budach. W późniejszym czasie do Polek dołączyły także Żydówki z innych krajów europejskich.
„...Budy to mała, biedna wioszczyna odległa o około 4 km od obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, składająca się z nielicznych nędznych chałup.” Tak oto obraz ówczesnego Boru, zwanego przez SS Budami, ukazywał w swych pamiętnikach komendant Politische Abteilung (wewnętrznej policji obozowej) Pery Broad, który szeroko opisał wydarzenia tamtych dni. „Tam właśnie urządzono podobóz Oświęcimia, którego więźniowie mieli wykonywać prace na polach należących do obozu.” – kontynuuje Broad.

Na terenie wsi opuszczonej przez wysiedlonych do pracy w Generalnej Guberni i w III Rzeszy borowian, początkowo pracowały komanda więźniarskie przyprowadzane z obozu macierzystego. Gdy postanowiono o utworzeniu podobozu, budynek dawnej szkoły i zbudowanego nieopodal zielonego baraku przekształcono na mieszkanie dla więźniów. W dawnej remizie strażackiej urządzono kuchnię. Całość otaczało podwójne ogrodzenie z drutu kolczastego, w środku którego nocą biegały psy. W czterech rogach ogrodzenia stały wieże strażnicze, lecz one same, a także drut biegnący wzdłuż ogrodzenia, nie były podłączone do prądu, co pozwalało przypuszczać, że w obozie trzymało się mniej groźnych więźniów. I rzeczywiście – był to obóz kobiecy. Możliwość, że nieludzko zmęczone pogłębianiem i oczyszczaniem stawów rybnych oraz budowaniem wału ochronnego nad Wisłą więźniarki podniosą bunt, była mało prawdopodobna, jeśli pod uwagę weźmie się do tego warunki w jakich bytowały w podobozie. Spały na ziemi, myły się w korycie stojącym na zewnątrz, jadły odpadki. Trudno stwierdzić, co było gorsze – nieustanna obecność kapo, czy psów.

Kapo także były więźniarkami, zazwyczaj  byłymi kryminalistkami lub prostytutkami narodowości niemieckiej. Zwyczajem SS-manów, przydzielonych w charakterze wartowników do tego oddziału zewnętrznego, było stałe prowokowanie funkcyjnych Niemek do bicia Żydówek podczas pracy. „...Zagrożono im, że jeśli tego nie będą czyniły, popędzi się je przez łańcuch straży i zastrzeli >podczas ucieczki<” - pisze w swoich wspomnieniach Broad. – „Rezultatem tego nieznośnego stanu był ciągły strach u niemieckich funkcyjnych. Złe sumienie podpowiadało im, że gdy nadarzy się okazja, dręczone, wiodące straszną wegetację więźniarki zemszczą się na nich.”

Niemki nie miały jednak powodu do obaw, pomimo tego że spały na strychu szkoły razem z więźniarkami - francuskimi Żydówkami. Te były bowiem wykształconymi kobietami, artystkami lub absolwentkami i studentkami Sorbony, które nie zamierzały się poniżać do poziomu prostackich niemieckich prostytutek, chociaż na ciasnym strychu było ich mniej więcej dziewięćdziesiąt. Polki, Rosjanki, Ukrainki, Jugosłowianki, Czeszki oraz pozostałe Żydówki francuskie spały w baraku, który w nocy zamykano na kłódkę.
Liczbę wszystkich więźniarek szacowano na 300 do 400, najliczniejszą narodowością komanda były Polki. Jednakże kalendarz wydarzeń KL Auschwitz, którego podobozem były Budy, informuje, że 15. sierpnia 1942 roku Polki przeniesiono do Birkenau. Najliczniejszą grupą narodowościową zostały wtedy Francuzki.


Rewolta czy masakra?


5. października był kolejnym dniem morderczej pracy. Późnym wieczorem, kiedy większość więźniarek zasypiała zamknięta w baraku, na poddaszu szkoły zaczęło się coś dziać. Nie było widać zbyt wiele, teren był kiepsko oświetlony zaledwie jedną lampą umieszczoną na dachu murowanego budynku. Broad, który następnego dnia zjawił się w Budach, by prowadzić w tej sprawie dochodzenie, sprecyzował swoje przypuszczenia co do przyczyn masakry w następujący sposób: „... Gdy poprzedniego wieczoru jedna z Żydówek wróciła z ubikacji do sypialni na górze w szkole, wydawało się jednej Niemce, że widzi kamień w jej ręku. Oczywiście było to histeryczne przywidzenie. Na dole przy bramie pełnił wartę wartownik, z którym – jak to powszechnie było wiadome wśród więźniarek – Niemka miała stosunek miłosny. Zawołała przez okno o pomoc, twierdząc, że Żydówka rzekomo ją pobiła. Wówczas wszyscy wartownicy, stojący wokół obozu, pobiegli na górę po schodach i wraz z wyzutymi z człowieczeństwa funkcyjnymi rzucili się na Żydówki.”  Obudzone więźniarki zrzucano ze schodów, wiele wyrzucono przez okno. Wartownicy wypędzili również część żydowskich więźniarek z baraku na podwórze. Tymczasem wartownicy i funkcyjne kończyli dzieło pałkami, kolbami, karabinami i siekierą. Fakt, że kilka przerażonych śmiertelnie Żydówek usiłowało uciec, nie zważając na podwójne ogrodzenie z drutu kolczastego, na którym zawisły, świadczy o tym, że żaden bunt nie był planowany. Niemki, które również były więźniarkami, chciały dowieść, że to Żydówki się na nie rzuciły, dlatego nawet wtedy, gdy wszystkie Żydówki leżały już na ziemi, mordowały na wpół żywe kobiety. Nie chciały zostawić świadków.


Jutro nie nadeszło


Około piątej rano zawiadomiono komendanta Hessa o stłumieniu buntu. Kilka lżej rannych Żydówek, które myślały, że ocaleją kryjąc się pomiędzy trupami, podniosło się kiedy komendant przyjechał przyjrzeć się na miejscu „rewolcie”. W swoim raporcie napisał: „...Więźniarki przy pomocy kamieni i drągów próbowały sterroryzować kapo i wyłamać się z obozu. Akcją kierowały Żydówki francuskie, które w tym czasie stanowiły większość załogi obozu. W czasie bójki, która wywiązała się między więźniarkami funkcyjnymi a więźniarkami francuskimi, zginęło dziewięćdziesiąt więźniarek francuskich. Z walki zwycięsko wyszły funkcyjne przestępczynie zawodowe. Były to same Niemki.” – pisze Broad. Tej wersji nie obaliła nawet wewnętrzna policja obozowa, która na miejsce zdarzenia przybyła w kilka godzin po komendancie. Sześć funkcyjnych oraz „królową siekiery” Elfriede Schmidt skłaniano później do zeznań w bloku 11 KL Auschwitz, mamiąc je obietnicą przeniesienia do elitarnego wówczas komanda Buna, jednakże nigdy nie dostąpiły tego zaszczytu. Podczas przesłuchania przyznały się do winy, a kiedy to nastąpiło, uśmiercono je zastrzykiem fenolu w serce. Sprawę zatuszowano. Rodzice funkcyjnych otrzymali od komendanta listy wyrażające szczere współczucie z powodu śmierci ich córek w wyniku nieuleczalnej choroby.
Jaki sens ma poruszanie tej sprawy, skoro dzisiaj w tym budynku bawią się przedszkolaki? Przecież świętym prawem człowieka jest żyć, a dopiero potem - pamiętać. Żyjmy więc, ale pamiętajmy.

Ada Nikiel - (tekst opublikowany w Odgłosach Brzeszcz w październiku 2003 r.)
W budynku, w którym podczas wojny mieszkały więźniarki, przez wiele lat funkcjonowało miejskie przedszkole.
Tragiczną historię wciąż przypomina odsłonięta niedawno tablica i niewielka izba pamięci w budynku przedszkola.

Bądź na bieżąco z aktualnościami w Brzeszczach

wpisz swój adres e-mail i otrzymuj informacje na swoją pocztę
Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka bezpieczeństwa i polityka cookies